Lewi Wrześniacy IV na Zamarłej Turni
To nie jest dla mnie i Oktawiana dobry sezon, jeśli chodzi o Tatry. Na trzy dni w górach zaliczamy dwa wycofy i jeden dzień totalnej zlewy. Cała nadzieja w ostatnim dniu naszego pobytu w Tatrach. Postanawiamy postawić wszystko na jedną kartę i wybieramy się na tatrzański klasyk - Lewych Wrześniaków na Zamarłej Turni. Prognoza jest niezła, mamy dobry, wczesny start ze schroniska, a południowa wystawa obiecuje suchą skałę.
Śpimy w Murowańcu, więc aby dostać się pod Zamarłą musimy przebić się przez grań, którą idzie Orla Perć. Ruszamy niebieskim szlakiem w kierunku Zawratu i nad Zmarzłym Stawem dobijamy w szlak żółty w kierunku Koziej Przełęczy. Pod koniec podejścia na przełęcz pojawiają się łańcuchy. Szlak dobija na chwilę do Orlej Perci, po czym zaczyna schodzić w kierunku Doliny Pięciu Stawów. Chwilę po tym gdy kończą się łańcuchy, skręcamy w wyraźną ścieżkę, która doprowadza nas po chwili pod ścianę Zamarłej Turni.

Na podejściu, szlak na Kozią Przełęcz
Mamy dobry czas, podejście zajęło nam nieco ponad dwie godziny. Dość szybko odnajdujemy drogę i rozpoczynamy szpejenie. Jesteśmy jedynym zespołem pod ścianą. Ściana Zamarłej wygląda z dołu dosyć imponująco, chociaż pierwszy wyciąg wydaje się bardzo przystępny.

Widok spod ściany i zaznaczona droga (źródło: Płocki Klub Wysokogórski)
Pierwszy wyciąg za I prowadzę ja. Jest to łatwy teren prowadzący wielkim zacięciem. Zakładam tam jedynie dwa przeloty. Pod koniec droga odbija na lewo od zacięcia, gdzie jest gotowe stanowisko. Ściągam tam Oktawiana i ruszamy dalej.
Drugi wyciąg sobie niechcący utrudniamy. Zamiast wrócić do łatwego terenu w zacięciu, Oktawian idzie pionowo do góry, gdzie jest wyraźnie trudniej. Po chwili jednak wraca na właściwą drogę i rusza w kierunku przewieszki wycenionej na IV. Zgodnie z opisem w topo, przewieszka nie jest zbyt trudna, a dodatkowo jest przy niej kilka spitów i haków. Dalej Oktawian idzie jeszcze kilka metrów w górę i zakłada stanowisko na dwóch hakach połączonych pętlą (dokładając swoją kość).
Po dotarciu do Oktawiana, zaczynam trzeci wyciąg. Droga wychodzi z zacięcia w prawo, a potem pnie się trójkowym terenem w górę, by pod koniec wyciągu powrócić do zacięcia. Podczas wspinaczki wykorzystuję sporo starych haków (których z resztą jest dużo na całej drodze). Po powrocie do zacięcia mam jeszcze przed sobą odcinek za IV, jednak stwierdzam że przesztywniłem linę i ciężko mi się idzie. Buduję stanowisko, ściągam Oktawiana, ale pozostaję na prowadzeniu - chciałbym dokończyć ten wyciąg za IV. Idzie mi on na tyle sprawnie, że nie zauważam miejsca w którym powinienem odbić w prawo. Ostatni wyciąg drogi możemy zrobić wariantem na wprost za V lub właśnie w prawo za IV. Dochodzę do półki i dopiero tam orientuję się, że moje stanowisko jest mocno na prawo. Chwilę się zastanawiam co robić i postanawiam przetrawersować do stanowiska. Trawers jest prosty, chociaż bardzo eksponowany.

Widok z przedostatniego stanowiska na trawers
Gdy dołącza do mnie Oktawian, łapiemy chwilę oddechu na stanowisku i stwierdzamy że mamy pod nogami naprawdę sporo powietrza. Rośnie ekscytacja i nadzieja na dobre zwieńczenie wyjazdu - został nam tylko ostatni wyciąg. Prowadzi go Oktawian i okazuje się on najtrudniejszym wyciągiem na drodze. Mamy tutaj ponownie do czynienia z przewieszką, ale tym razem sporo trudniejszą niż poprzednia (mimo że oba miejsca wyceniane są na IV). Mi nawet na drugiego sprawia pewne problemy, do tego stopnia że raz nawet ześlizguję się i odpadam (pod przewieszką był jeszcze dosyć mokro). Po chwili jednak udaje mi się ją przejść. Jak zwykle jest to kwestia wyszukania dobrych chwytów i odpowiedniego ustawienia ciała. Pod koniec wyciągu mamy jeszcze do przewspinania mały komin, który również jest jednym z mocniejszych momentów na drodze. Zaraz po kominie wychodzę na grań i moim oczom wyłania się znajomy widok na Dolinę Gąsienicową. Koniec, udało się! Teraz musimy tylko dostać się na szlak.

Po zejściu na szlak
W opisach drogi jest mowa o zjeździe na szlak Orlej Perci, ale mając linę pojedynczą nie jestem pewien czy jej nam wystarczy. Rozglądam się trochę i dochodzę do wniosku że do szlaku można spokojnie dojść łatwym terenem kierując się w lewo. Tak właśnie robimy. Zostaje nam do zrobienia mały kawałek Orlej, w tym słynna drabinka na Koziej Przełęczy. Nigdy wcześniej nie byłem na Orlej Perci, więc fajnie jest przy okazji zwiedzić jej mały fragment. Potem pozostaje nam już tylko szybkie zejście do Murowańca, potem do Zakopanego i powrót do Warszawy.
W końcu sukces! Jesteśmy bardzo zadowoleni z przejścia. Droga nam się bardzo podobała - łatwa orientacyjnie, ma sporo starych haków, a do tego daje wrażenie prawdziwego wspinania w wysokiej, tatrzańskiej ścianie. Na pewno chętnie jeszcze kiedyś wrócimy na Zamarłą Turnię.