Via Ferrata Hans von Haidsteig
To już mój drugi pobyt w Hollentall w tym roku. Tym razem wybrałem się tutaj z tatą, a w planach mieliśmy głównie ferraty. Po pierwszym, rozgrzewkowym dniu na Alpenvereinssteig, ruszamy na trudniejszą drogę Hans von Haidsteig wycenianą na C/D. Ruszamy z parkingu dosyć stromym podejściem przez las. Cieszymy oczy złotą jesienią, zwłaszcza że w tym czasie w Tatrach leżą już głębokie śniegi.
W pewnym momencie przestajemy piąć się w górę, a zaczynamy trawersować. Chwilę potem kończy się las i staje przed nami potężna ściana Preinerwand, która w tym miejscu wydaje się kompletnie niedostępna. Klikanaście minut dalej docieramy do początku naszej ferraty. Niestety, okazuje się że w Höllental też mogą być tłumy. Tłok zapowiada się ogromny, bo są przed nami dwie duże, kilkunastoosobowe grupy kursowe.

Widok na początek ferraty
Wstawiamy się w drogę. Składa się ona z trzech sekcji, pomiędzy którymi znajdziemy nieubezpieczone wypłaszczenia (1-). Do pierwszego segmentu musimy stać w kolejce. Sam początek jest łatwy, potem mamy słynną naprzemienną drabinę, która jest eksponowana, ale nie sprawia trudności technicznych. Na koniec tej sekcji musimy pokonać kilka płytowych trawersów, które dostarczają mi sporo emocji. Jest tam jeden moment w którym musimy iść praktycznie na tarcie (moment C/D). Chwilę potem wychodzimy na wypłaszczenie.

Jest lufa
Segment drugi jest już moim zdaniem trochę łatwiejszy. Na pewno zmniejsza się ekspozycja, bo idziemy wklęsła formacją. Kluczowym miejscem w tej sekcji jest króciutki komin (również C/D), który jednak można dość łatwo pokonać przy odpowiednim rozpychaniu się nogami i rękami. Odcinek ten kończy się ponownie wypłaszczeniem, na którym znajdujemy charakterystyczną kapliczkę.
Ostatni fragment to już maximum B. Mimo to, jest to całkiem przyjemne wspinanie, na pewno się tam nie nudzimy. Kończymy drogę kawałek pod krzyżem Prainerwand, jednak nie chce nam się już pod niego podchodzić, bo zmierzamy w kierunku przeciwnym - do schroniska Seehutte.

Zwycięstwo!
Po regeneracji w schronisku postanawiamy zejść najkrótszą drogą prowadzącą pod ścianą którą się wspinaliśmy. Okazuje się to bardzo złym pomysłem, bo ścieżka prowadzi przez jeden wielki piarg. Na dodatek jest bardzo słabo oznaczona. Zejście tego krótkiego odcinka zajmuje nam bardzo dużo czasu. Na szczęście udaje się go w końcu bezpiecznie pokonać. Dalsze zejście to już czysta przyjemność.
Podsumowując, ferrata bardzo nam się podobała. Dla mojego taty, który dopiero w tym sezonie rozpoczął przygodę z żelaznymi drogami, było to nie lada wezwanie. Ja, mimo trochę większego doświadczenia, bynajmniej się na niej nie nudziłem. Ferrata ma krótkie podejście, jest dosyć długa i różnorodna. Jedynym jej minusem jest jej popularność, przez którą musieliśmy wspinać się w korku.